czwartek, 28 marca 2013

Kanadyjskie sukienki

„Kanadyjskie sukienki” - Kino rodem z second-handu

Maciej Michalski - scenarzysta i reżyser owego filmu. Myślę, że to mu należą się owacje na stojąco! Pomimo, iż film został nakręcony przy minimalnych nakładach środków finansowych (częściowo własnym sumptem), licznych problemach ze sprzętem, castingiem czy setką innych możliwych przeszkód to udało mu się osiągnąć to co chciał nam przekazać:
„Moim zamiarem było pozbawienie, nas Polaków, kompleksów. Chciałem pokazać nasz kraj, nasze domy i ludzi w sposób niezwykle ciepły, rodzinny. Śpiewy przy stole, tańce przez pokoje. Oni wtedy tak widzieli Kanadę, zapominając o swoich atutach, o sile naszej kultury. Kanada była pogonią za dolarami, czymś, co towarzyszy nam w świecie współczesnym, zacierając bezpowrotnie tamte czas”

„Na urodzinach Zofii przenosimy się w świat polskiej wsi z lat 80tych. Urodziny te są wielką ucztą smaków, kolorów, ludzi tamtego czasu, ale przede wszystkim oczekiwaniem na przyjazd Amelii i Tadeusza - córki i męża mieszkających od 10 lat w Kanadzie.”
Film Macieja Michalskiego u odbiorcy z pewnością nie wywoła neutralnych emocji. Każdy widz indywidualnie oceni karykaturalne przedstawienie postawy i mentalność bohaterów oraz paradoksalnie ukazane czasy PRL-u. Siedząc w sali kinowej były momenty, że nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać, czy się wkurzać. Jednak te wszystkie zabiegi reżysera nie były użyte przypadkowo. Film oparty jest w dużej mierze na „życiowej prawdzie” czyli własnych przeżyciach i doświadczeniach Macieja Michalskiego.

Myślę również, że obsada aktorska była godna podziwu. Anna Seniuk, Ewa Kasprzyk oraz Zofia Czerwińska dają popis klasycznego i pięknego aktorstwa. Myślę, że nie tylko mi to te wybitne artystki kojarzą się właśnie z tamtymi czasami.

Dla mojego pokolenia czasy PRL-u jednak są jednak czymś bliskim w czasie lecz odległym w rozumowaniu tego co się kiedyś działo. „Kanadyjskie sukienki” pokazuje nam tą gorzką rzeczywistość. Kanada – bogactwo, dolary i sukienki. Taki obraz tego rajskiego ogrodu kreował się wśród ludzi mieszkających w latach 80-tych na polskiej wsi. Jednak chyba każdy wie, że nie do końca wszystko było takie idealne w tym „lepszym świecie”. Gdzieś był ukryty ten zakazany owoc, który nagle wszystko niszczył, psuł i okaleczał.


-eMKa

środa, 20 marca 2013

Sex story


Komedie Romantyczne, dlaczego je tak lubimy...?
Główne role grają tu Natalie Portman (Emma Kurtzman) i Ashton Kutcher (Adam Franklin). Cała obsada jest zresztą idealnie dobrana. Zwłaszcza współlokatorzy Emmy. Zabierając się za romansidła zwykle znamy scenariusz – para spotyka się, powoli się w sobie zakochują, następuje pewien kryzys i oczekiwany happy end. Właściwie tak jest i tym razem, ale historia okazała się ciekawa i wcale nie aż tak strasznie banalna. Możemy się pośmiać, popłakać, ale także złączyć się w bólu z bohaterami.
Film zaczyna się od poznania bohaterów w młodości. Powoli przechodzimy do wydarzeń współczesnych, kiedy wszyscy są już dorośli, pracują. Adam pozostaje w cieniu sławnego ojca, z którym relacje nie należą do tych "stabilnych". W odpowiedzi na szokujące fakty wyjawione przez Ojca, Adam upija się co daje początek wielu wydarzeń. Otóż w śmiesznej sytuacji spotyka Emmę.
Od tego momentu film jest jeszcze bardziej interesujący (mamy więcej Natalie Portman :) ). Emma to kobieta, która nie chce się zakochać, żeby później nie mieć złamanego serca. Adam szuka dziewczyny, by wreszcie się ustatkować. Spotkali się jako dzieci, młodzież, po latach przypadkiem znów na siebię wpadli. Zawierają układ - sex bez uczuć... ale czy to ma prawo przetrwania? ON robi wszystko, aby JĄ w sobie rozkochać. Jednak ONA jest odporna na gry Adama i robi wszystko aby mu nie ulec.

Naprawdę podziwiam talent aktorski Natalie. Świetnie wcieliła się w pozornie zimną kobietę bez uczuć. Gra Ashtona poprawiła się od ostatniego filmu. Jak mówią: „ćwiczenia czynią mistrza” i w jego przypadku sprawdziło się w 100 procentach.
Można zauważyć pewne podobieństwa do filmu "To tylko sex" z Justinem Timberlakem i Milą Kunis. Oby dwa są o podobnej tematyce, ale jeśli mam być szczera to podobał mi się bardziej duet Portman&Kutcher .
Uwielbiam komedie romantyczne za to że mimo kryzysów zawsze kończą się dobrze. Oglądając dramat nigdy nie wiem czego się spodziewać, ale podejrzewam, że nie każdy może skończyć się dobrze, a sama historia nie jest tak lekka i relaksująca jak w komediach. Może na tym polega ich czar? Poza tym film musi być "dobry", nie obejrzymy przecież jakiegoś badziewia ;) .  Film polecam na szarawe wieczory, gwarantuje wam 108 minut niezmarnowanego czasu.



-GS

czwartek, 14 marca 2013

Niemożliwe


Zamknijmy na chwilę oczy i pomyślmy o wakacjach. Wyobraźmy sobie plażę, ciepły ocean. Mnóstwo turystów cieszących się pogodą. Po prostu sielanka. I tak też wakacje spędzała jedna z rodzin. Niestety to ostatni szczęśliwy obraz jaki można zapamiętać z tego filmu. Dalej jest tylko gorzej.

A więc  o czym opowiada ten film? Przede wszystkim o historii, która wydarzyła się naprawdę. A mianowicie o rodzinie, która przeżyła w 2004r. tsunami w Tajlandii. Jak już wspomniałam początek jest idealny, niestety już po kilku minutach możemy oglądać ogromne fale, zniszczenia, umierających ludzi. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy jakim kataklizmem jest tsunami. Zabiera ze sobą wszystko na co napotka. Kiedy już wszystko zaczyna się powoli uspokajać zaczyna się najgorsza część filmu. Rodzina została rozdzielona. Matka znalazła najstarszego syna, ojciec z dwójką kolejnych chłopców zaginął. Po takiej historii oczywiste jest zapełnienie szpitali chorymi, umierającymi. Ale gorsze jest rozdzielenie rodzin, które nie wiedzą czy ich bliscy żyją czy nie i jak ich odnaleźć.

A jak się kończy? Hmm, możemy w sumie się domyślić. Zakończenia zazwyczaj są i tak szczęśliwe. Ale czy tak jest w tym przypadku? To w końcu nie jest typowy film. Może po prostu go obejrzyjcie? ;)


-EL

wtorek, 12 marca 2013

Sęp

Nie ukrywam, że film „Sęp” wybrałam kierując się tylko i wyłącznie muzyką ukochanego zespołu Archive, nie zwracając nawet uwagi na gatunek, a co dopiero na fabułę. Wychodząc z niego nie żałowałam, byłam wręcz mile zaskoczona. Chociaż jest bardzo długi (ponad 2 godziny!) nie zauważyłam upływu czasu.

Film opowiada o policjancie o wyjątkowej inteligencji i zdolności dedukcji, któremu zostaje zlecone rozwikłanie zagadki tajemniczych zniknięć przeróżnych więźniów, skazanych za wielokrotne morderstwa, często wyjątkowo okrutne. Oczywiście pojawia się również wątek miłosny, oraz z założenia poruszająca historia przyjaźni między policjantem a nieuleczalnie chorym chłopcem, potrzebującym przeszczepu.

Konstrukcja filmu jest odmienna od typowej konwencji thrillera, jego „dwuetapowość” odróżnia go od innych. I przekonuje mnie taka konwencja, mówiąca, że wszystko ma drugie dno; jednak spotkałam się z głosami, że druga część była niepotrzebna. Film zdecydowanie trzyma w napięciu, jest sprawnie nakręcony i zmontowany, aktorstwo nie powala, ale utrzymuje się na przyzwoitym poziomie.

Wiele wątpliwości budzi we mnie jednak zakończenie, które mimo wiary w to, że ludzie są zdolni do poświęceń wydaje mi się być całkiem nierealne. Nie zdradzę oczywiście samego zakończenia, ale ci, co widzieli, wiedzą, o czym mówię. W imię czego? Dla kogo?

Tak, jak się spodziewałam, soundtrack przyćmił resztę produkcji, jednak jest on wart zobaczenia, choćby po to, by obejrzeć jeden z lepszych polskich filmów ostatnich lat oraz posłuchać niesamowitej muzyki w kinie, pełnym skupieniu, no i na cały głos.


-DZ

piątek, 8 marca 2013

Hitchcock


Postać Alfreda Hitchcocka na pewno znana jest wszystkim. Nic więc dziwnego, że w końcu doczekał się on filmu o samym sobie jednak czy był to najlepszy pomysł? Sądzę, że na pewno był dobry, a i efekt końcowy jest czymś miłym dla oka i przyjemnym do oglądania.

''Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć." Tej hitchcockowskiej zasady film niestety nie spełnia. Oglądając go z pewnością chce się wiedzieć co za chwile się stanie i jak dalej potoczy się akcja, ale trzęsienia ziemi brak. Czy pan Alfred byłby więc zadowolony z tego filmu? Myślę, że do gustu powinna mu przypaść kreacja Anthony'ego Hopkinsa. Sama byłam pod wrażeniem chociażby charakteryzacji, przez dłuższą chwilę nie byłam do końca pewna, czy wiem jakiego aktora właściwie oglądam.

Ale o czym film właściwie jest ? Przenosimy się w lata 60 XX wieku, jeden z najbardziej cenionych reżyserów postanawia za własne pieniądze wyreżyserować film, który według wytwórni powinien być klapą. Ale oczywiście 'jest ryzyko, jest zabawa'. I chociaż nie jest to najłatwiejsze zadanie, dzięki wyraźnej pomocy żony -swoją drogą prawdziwego anioła- zadanie zostaje wykonane. Szczególny nacisk położony jest właśnie na relację Hitchcocka z jego żoną - Almą (w tej roli Helen Mirren). Powstająca 'Psychoza' jest tłem do ukazania ich burzliwego związku.


Podsumowując, film ten na pewno wart jest obejrzenia. Chociażby ze względu na duet Hopkins-Miller. A czy można wynieść z niego jakiś morał ? Oczywiście, "za sukcesem mężczyzny stoi kobieta". I przykro mi, panowie, musicie to przyjąć do wiadomości.


-TNT

środa, 6 marca 2013

Nietykalni


To produkcja o której było głośno już jakiś czas temu, ale chciałabym do niej wrócić. Jestem osobą, którą z trudnością zachwycają filmy, ale ten zrobił na mnie ogromne wrażenie. Do polskich kin „Nietykalni” weszli dopiero 13 kwietnia 2012r., chociaż na świecie pojawili się ponad pół roku wcześniej. Do tej pory dostał już 8 nominacji do francuskich Cezarów, a także nominację do Złotego Globu za najlepszy film zagraniczny. Scenariuszem oraz reżyserią zajął się Olivier Nakache wraz z Eric'iem Toledano.


„Nietykalni” to opowieść o starszym milionerze, który po nieszczęśliwym wypadku zostaje sparaliżowany, a jedyna część ciała, którą może ruszać, to głowa. Z powodu swojego stanu potrzebuje pomocy drugiej osoby, więc zatrudnia pielęgniarzy. Niestety nie wytrzymują oni z nim dłużej niż tydzień albo dwa. Przy jednej z wielu rozmów podczas których szukał kogoś, kto mógłby zastąpić mu ręce i nogi, spotyka mężczyznę czarnego koloru skóry, który niedawno wyszedł z więzienia. Okazuje się, że nie przyszedł tu, aby dostać tą pracę. Chce jedynie otrzymać podpis, by móc starać się o zasiłek dla bezrobotnych. Jednak Philippe, milioner na wózku, postanawia go zatrudnić, gdyż człowiek ten urzekł go bezgraniczną szczerością, bezpretensjonalnością oraz, co okaże się słowem kluczem, pragmatyzmem. I od wtedy mamy początek ich wspaniałej przygody! Driss, jako nowy pielęgniarz nie okazuje mu jakiegoś ogromnego współczucia, traktuje go jako normalną osobę, a czasami nawet żartuje sobie z jego niepełnosprawności. Philippe przy nim znowu zaczyna żyć jak dawniej i znowu potrafi być zadowolony ze swojego życia. Robi rzeczy, o których kiedyś, będac w takim stanie, nawet by nie pomyślał. Do tych róznych eksperymentów możemy zaliczyć latanie na paralotni czy palenie marihuanny.


„Nietykalni” pokazują na pozór zwykłe, codzienne sytuacje, które jednak tutaj mają o wiele głębszy przekaz. Widzimy, że pomimo tego kim jesteśmy, jak żyjemy, każdy z nas jest w stanie spełniać swoje marzenia i cieszyć się życiem. Mimo że główny bohater znajduję się w tragicznej sytuacji, film ten możemy nazywać komedią. Często Philippe wraz z Driss'em śmiali się z jego niepełnosprawności i nie zważając na to, iż to było coś przykrego,  trudno było nie roześmiać się wraz z nimi szczerym śmiechem.

Film jest przede wszystkim prawdziwym pokazem aktorstwa. Biorąc pod uwagę Omara Sy, którego możemy nazwać zarówno aktorem, jak i komikiem. Wykonał on kawał dobrej roboty i bardzo dobrze wczuł się w swoją postać.  Z pewnością cechy jego bohatera miały trochę wspólnego z osobą, jaką sam jest na co dzień. Jego rola została doceniona, ponieważ dostał Cezara, a francuska Akademia Sztuki i Techniki Filmowej stwierdziła, iż postać którą grał jest lepsza od tej, którą nam pokazał Jean Dujardin w „Artyście”. François Cluzet miał za to bardzo trudną rolę, gdyż całe swoje emocje musiał przekazywać jedynie za pomocą swojej mimiki twarzy. Wyszło mu to jednak znakomicie!

Nie powinniśmy również zapominać o wspaniałej ścieżce dzwiękowej. Dało się jednak zauważyć pewien podział. Mężczyzna, który pochodzi z niższych sfer, lubi bardziej rozrywkową muzykę, np. „September” grupy Earth, Wind & Fire. Natomiast Philippe gustuje w muzyce poważnej, jak np. „Cztery pory roku” Antonio Vivaldiego, a dokładniej „Lato”. Bez tej ścieżki dźwiękowej myślę, iż film dużo by stracił. Bardzo mi się podobała scena, gdy Driss włącza na urodzinach przyjaciela żywą muzykę i zaczyna do niej tańczyć, zachęcając do tego innych. Czułam lekkie obawy do reakcji drugiego bohatera, który jedynie mógł to wszystko obserwować siedząc na swoim wózku, lecz myślę, że jednak również w tym momencie byłą to dla niego dobra zabawa


 Z mojego punktu widzenia film jest po prostu wspaniały, a po obejrzeniu zostaje w pamięci na bardzo długo. Nie przesadzając nazwałabym ją najlepszą komedią ostatnich lat, ponieważ poprzez szczery śmiech potrafi przekazać nam tak wielkie oraz ważne wartości. Osobiście nie przepadam za francuskim kinem, ale po obejrzeniu „Nietykalnych” może jednak się przekonam. Czytałam, iż prawa do remake'u wykupili już Amerykanie. Myślę, że pomimo ich starań to już nie będzie ta sama opowieść. „Nietykalni” to po prostu jeden z najlepszych filmów ostatnich lat i jestem pewna, że szybko o nim nie zapomnę.


-AB


niedziela, 3 marca 2013

Oscary 2013


W końcu w pełni satysfakcjonujące rozdanie! Werdykt Akademii zadowolił nas w 100%. Raczej nie było wielkich niespodzianek, większość statuetek zgarnęli tegoroczni faworyci, ale może dla kogoś były? :)

Zgodnie z oczekiwaniami: największy przegrany - "Lincoln" (12 nominacji, tylko 2 wygrane); najlepszy film - "Operacja Argo". Nagrodę wręczała sama Michelle Obama. Ben Affleck wygłosił piękną i prawdziwą przemowę - mądry człowiek, lubię go :) "Argo" wygrywa również w kategoriach za najlepszy montaż i scenariusz adaptowany.


Pierwsza nagroda przyznana tego wieczoru - najlepsza drugoplanowa rola męska - powędrowała do Christopha Waltza za rolę w filmie "Django". "Django" otrzymał też Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny (genialny Quentin Tarantino). Jennifer Lawrence dostała Oscara dla najlepszej aktorki za rolę w filmie "Poradnik pozytywnego myślenia". Widać, że była zaskoczona, nawet potknęła się na schodku, ale dla tej sukni mogłabym potykać się codziennie - 23-letnia Jen wyglądała cudownie! Najlepszą aktorką drugoplanową okazała się Anna Hathaway. Nagrodę dla najlepszego aktora odbiera nie kto inny jak Daniel Day-Lewis, ale to było jasne.

Najlepszy film nieanglojęzyczny? Oczywiście "Miłość" Michaela Hanekego. Brakowało mi tu "Nietykalnych" - kocham ten film!

Najlepszym krótkometrażowym filmem animowanym okazał się "Peperman" wytwórni Disney'a. Mimo tego, że jest bardzo prosty i czarno-biały w magiczny sposób oddaje swoje przesłanie. Pełnometrażową animacją roku uznano "Meridę Waleczną"

Statuetkę za najlepsze zdjęcia otrzymał Claudio Miranda za "Życie Pi" (lekkie zaskoczenie, myślałam, że "Skyfall" zmiażdży konkurencję, no cóż...). "Pi" wyreżyserowane przez Anga Lee (Tajemnica Brokeback Mountain) zostało także docenione za najlepsze efekty specjalne, najlepszą muzykę oryginalną oraz dla najlepszego reżysera!

Kostiumy projektów Jacqueline Durran spełniły swoje zadanie - w zupełności oddały klimat epoki w ekranizacji powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina" i wywalczyły Oscara. Za najlepszą charakteryzację uznano "Nędzników". Faktycznie, w początkowych scenach filmu nie byłam pewna czy Jean Valljean to aby na pewno Hugh Jackman :)


"Nędznicy" zostają także docenieni pod względem (oczywiście) dźwięku - statuetka wędruje do Simona Hayesa, Andy'ego Nelsona oraz Marka Petersona - mistrzowie! Montaż dźwięku - i teraz zdziwienie - REMIS! Oscary dostają "Wróg numer jeden" i "Skyfall". Kolejna odsłona Bonda zostaje także obdarzona nagrodą dla najlepszej piosenki - tytułowej "Skyfall" autorstwa niepowstrzymanej Adele. 

Co sądzicie o tegorocznym rozdaniu Nagród Akademii? Żale, zachwyty, niespodzianki, wszystko przewidywalne? Zaczynamy nowy rok filmowy - oby był tak samo udany jak 2012 :D


-JL