Nie
ukrywam, że film „Sęp” wybrałam kierując się tylko i wyłącznie muzyką
ukochanego zespołu Archive, nie zwracając nawet uwagi na gatunek, a co dopiero
na fabułę. Wychodząc z niego nie żałowałam, byłam wręcz mile zaskoczona.
Chociaż jest bardzo długi (ponad 2 godziny!) nie zauważyłam upływu czasu.
Film
opowiada o policjancie o wyjątkowej inteligencji i zdolności dedukcji, któremu
zostaje zlecone rozwikłanie zagadki tajemniczych zniknięć przeróżnych więźniów,
skazanych za wielokrotne morderstwa, często wyjątkowo okrutne. Oczywiście
pojawia się również wątek miłosny, oraz z założenia poruszająca historia
przyjaźni między policjantem a nieuleczalnie chorym chłopcem, potrzebującym
przeszczepu.
Konstrukcja
filmu jest odmienna od typowej konwencji thrillera, jego „dwuetapowość”
odróżnia go od innych. I przekonuje mnie taka konwencja, mówiąca, że wszystko
ma drugie dno; jednak spotkałam się z głosami, że druga część była
niepotrzebna. Film zdecydowanie trzyma w napięciu, jest sprawnie nakręcony i
zmontowany, aktorstwo nie powala, ale utrzymuje się na przyzwoitym poziomie.
Wiele
wątpliwości budzi we mnie jednak zakończenie, które mimo wiary w to, że ludzie
są zdolni do poświęceń wydaje mi się być całkiem nierealne. Nie zdradzę
oczywiście samego zakończenia, ale ci, co widzieli, wiedzą, o czym mówię. W
imię czego? Dla kogo?
Tak,
jak się spodziewałam, soundtrack przyćmił resztę produkcji, jednak jest on wart
zobaczenia, choćby po to, by obejrzeć jeden z lepszych polskich filmów
ostatnich lat oraz posłuchać niesamowitej muzyki w kinie, pełnym skupieniu, no
i na cały głos.
-DZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz