Sześcioletnia Hushpuppy opowiada nam historię o swoim życiu
z ojcem w krainie, po części prawdziwej, a po części troszkę przez nią
zmyślonej, jednak trudno jest naznaczyć granicę autentyczności. Dziewczynka
rozmawia z nieobecną matką, ma również skomplikowane relacje z własnym ojcem,
który próbuje ją przygotować na nadchodzącą apokalipsę. Ta w końcu przychodzi w
postaci huraganu, który „przewraca wszystko do góry nogami”.
Miejsce w którym mieszka Hushpuppy wraz ze swoim tatą i jego
przyjaciółmi zwane jest „Bathtub”. Dla niektórych może być to po prostu nazwa
własna, ale z drugiej strony jest to rzeczownik, który oznacza „wannę”. W takim
razie jest to miejsce, w którym ciągle zbiera się woda – wpływa i odpływa. „Bathtub”
przedstawiany jest jako kres świata – domy budowane są z odpadów innych,
lepszych miast, a szkoła mieści się w rozwalającej już szopie. A mimo tego
wszyscy mieszkańcy nie potrafią opuścić tego miejsca – mówią jedynie „tu jest
nasz dom!”.
Główną rolę gra 9-letnia Quvenzhané Wallis. Jest ona
najmłodszą aktorką w historii nominowaną do Oscara za rolę pierwszoplanową, a
„Bestie..” są dopiero jej pierwszym filmem! I nie ma co się dziwić, ponieważ
oglądając jej grę nie widzimy ani przez chwilę żadnej sztuczności. Nie
pamiętam, kiedy ostatnio widziałam na ekranie tak przekonującego „małego
aktora”.
Oglądając zwiastun wielu ludzi może odnieść wrażenie, że
film będzie pełen życiowych mądrości i
mają rację. Jest on o rzeczach wartościowych - o świecie, o nas, o życiu oraz o tym co jest w nim
najważniejsze, a także co jest całkowicie niepotrzebne. Najbardziej zaskakuje
fakt, iż większość tych spraw jest przedstawianych jedynie przez 6-letnią
dziewczynkę. Czy takie poważne zdanie pasują do tak młodego dziecka? Na to
pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Zeitlin
bardzo ryzykował decydując się pokazać strasznie zaniedbaną krainę –
rozpadające się domy, wszechobecne błoto, biegające wolno świnie. Ludzie są
prości, niewykształceni, lubią dużo pić, ale zarazem niezbyt się tym przejmują.
Zastanawiacie się – gdzie tak jest? To
wszystko dzieje się w znanych przez nas wszystkich Stanach – tych, z hollywoodzkich
produkcji, gdzie wszyscy zawsze są tacy idealni. "Bestie..." nie pokazują ludzi pięknych i powabnych, ale prawdziwych - może czasami przerysowanych lecz prawdziwych. Dzięki
temu całemu obrazowi film nabiera autentyczności.
Podsumowując, czy film ten zasługuje na Oscara? Sama nie
potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Są rzeczy, które zachwycają – jak gra
sześciolatki czy piękne zdjęcia oraz muzyka, jednak czy to wszystko wystarczy,
aby zachwycić członków Akademii? Dowiemy się 24. lutego :)
-AB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz